piątek, 15 listopada 2013

Żandarm z ...

                                                                   ...Saint Tropez

Znane na całym świecie urocze nadmorskie miasteczko. Wszystko za sprawą pewnego żandarma i jego zabawnych perypetii :) Kultowa kreacja Louisa de Funes. Kto nie zna, niechaj szybko braki nadrabia! Żandarmeria w Saint Tropez na tyle stała się wizytówką miejscowości, że mimo iż budynek chyli się ku upadkowi, władze miasta dbają by zachował swój unikatowy charakter. Prawdą jest, że na tle całego miasteczka wygląda trochę jak wyrwany z innej układanki puzzel, ale tłumy turystów niezmiennie oblegają posterunek niczym miejsce kultu.



Jak bardzo skromny turysta z Polski może się w nim nie odnaleźć? O tym za chwile :) Saint Tropez zdobyło serce nie tylko fanów francuskiej komedii ale też miłośników blichtru i przepychu. Zabytkowe i malowniczo położone miasteczko onieśmiela blaskiem wypolerowanych na wysoki połysk jachtów i otumania wszechobecnym zapachem drogich perfum. Aura luksusu przyciąga znane marki i postaci z całego świata, a tym samym niesamowicie winduje ceny. Ale skromny turysta z Polski jest nieugięty :) Poradzi sobie, znajdzie pole namiotowe i przetrwa! Tak też zrobiliśmy :) Wieczorem jednak nie mogąc sobie odmówić spaceru podjechaliśmy do miasteczka. Dość szybko udało nam się zaparkować z pobliżu żandarmerii, tuż obok znaku „coś tam coś tam między 8-18”. W naszym tłumaczeniu oznaczało to miejsce w którym spokojnie można zostawić auto w godzinach wieczornych. Przemierzając port w wygodnym sportowym stroju coraz bardziej odczuwaliśmy swoje niedopasowanie do krajobrazu, co zaczęło nas niebywale bawić. W doskonałych nastrojach udaliśmy się w drogę powrotną. Spostrzegliśmy nagle, że laweta pakuje czyjś źle zaparkowany samochód i bawiło nas to do chwili, w której zorientowaliśmy się że to nasz! Dwóch funkcjonariuszy nie miało litości, nie pomogły tłumaczenia ( na migi oczywiście) ani próby porozumienia się w jakimkolwiek z dostępnych języków. Auto zostało odholowane na pobliski parking, dokąd udaliśmy się już w nieco gorszym humorze. Problem polegał na tym, że następnego dnia czekała nas podróż powrotna do Polski, fundusz wycieczkowy uległ wyczerpaniu, a przyjemność nocnego zwiedzania policyjnego parkingu kosztować nas miała 140 Euro!!! Panika! Obsługa parkingu na nasze szczęście parała się znajomością podstaw języka angielskiego (w przeciwieństwie do funkcjonariuszy serwujących małemu fiatowi tak miłą przejażdżkę lawetą). Nieznajomość języka i błędne zrozumienie oznakowania nie uprawniało nas do taryfy ulgowej. Jednak po dłuuugich pertraktacjach i wytoczeniu ciężkiego działa w postaci kobiecych łez, zimne serce żandarma skruszało. Kara została nam znacząco złagodzona, auto opuściło parking, a do zapłaty pozostał jedynie mandat za złe parkowanie :D

Skąd ta radość i uśmieszek na końcu, zapytacie? Drodzy czytelnicy, zapomniałam wspomnieć, że mój towarzysz podróży, a zarazem właściciel przygodowego Seicento jest największym fanem komediowym perypetii słynnego żandarma. Dlatego otrzymany mandat sprawił mu wiele radości i niczym największe trofeum, zawisł oprawiony w ramkę na honorowym miejscu :D (Janusz, serdecznie Cię z tego miejsca pozdrawiam :) W końcu nie każdy może się pochwalić ORYGINALNYM mandatem od żandarmerii z Saint Tropez! Takich pamiątek nie produkuje się masowo w Chinach ;)