Znane na całym świecie urocze nadmorskie
miasteczko. Wszystko za sprawą pewnego żandarma i jego zabawnych perypetii
:) Kultowa kreacja Louisa de Funes. Kto nie zna, niechaj szybko
braki nadrabia! Żandarmeria w Saint Tropez na tyle stała się
wizytówką miejscowości, że mimo iż budynek chyli się ku
upadkowi, władze miasta dbają by zachował swój unikatowy
charakter. Prawdą jest, że na tle całego miasteczka wygląda
trochę jak wyrwany z innej układanki puzzel, ale tłumy turystów
niezmiennie oblegają posterunek niczym miejsce kultu.
Jak bardzo skromny turysta z Polski
może się w nim nie odnaleźć? O tym za chwile :) Saint Tropez
zdobyło serce nie tylko fanów francuskiej komedii ale też
miłośników blichtru i przepychu. Zabytkowe i malowniczo
położone miasteczko onieśmiela blaskiem wypolerowanych na wysoki
połysk jachtów i otumania wszechobecnym zapachem drogich perfum.
Aura luksusu przyciąga znane marki i postaci z całego świata, a
tym samym niesamowicie winduje ceny. Ale skromny turysta z Polski
jest nieugięty :) Poradzi sobie, znajdzie pole namiotowe i przetrwa!
Tak też zrobiliśmy :) Wieczorem jednak nie mogąc sobie odmówić
spaceru podjechaliśmy do miasteczka. Dość szybko udało nam się
zaparkować z pobliżu żandarmerii, tuż obok znaku „coś tam coś
tam między 8-18”. W naszym tłumaczeniu oznaczało to miejsce w
którym spokojnie można zostawić auto w godzinach wieczornych.
Przemierzając port w wygodnym sportowym stroju coraz bardziej
odczuwaliśmy swoje niedopasowanie do krajobrazu, co zaczęło nas
niebywale bawić. W doskonałych nastrojach udaliśmy się w drogę
powrotną. Spostrzegliśmy nagle, że laweta pakuje czyjś źle
zaparkowany samochód i bawiło nas to do chwili, w której
zorientowaliśmy się że to nasz! Dwóch funkcjonariuszy nie miało
litości, nie pomogły tłumaczenia ( na migi oczywiście) ani próby
porozumienia się w jakimkolwiek z dostępnych języków. Auto
zostało odholowane na pobliski parking, dokąd udaliśmy się już w
nieco gorszym humorze. Problem polegał na tym, że następnego dnia
czekała nas podróż powrotna do Polski, fundusz wycieczkowy uległ
wyczerpaniu, a przyjemność nocnego zwiedzania policyjnego parkingu
kosztować nas miała 140 Euro!!! Panika! Obsługa parkingu na nasze
szczęście parała się znajomością podstaw języka angielskiego
(w przeciwieństwie do funkcjonariuszy serwujących małemu fiatowi
tak miłą przejażdżkę lawetą). Nieznajomość języka i błędne
zrozumienie oznakowania nie uprawniało nas do taryfy ulgowej. Jednak po
dłuuugich pertraktacjach i wytoczeniu ciężkiego działa w postaci
kobiecych łez, zimne serce żandarma skruszało. Kara została nam
znacząco złagodzona, auto opuściło parking, a do zapłaty pozostał jedynie mandat za złe parkowanie :D
Skąd ta radość i uśmieszek na końcu, zapytacie? Drodzy czytelnicy, zapomniałam wspomnieć, że mój towarzysz podróży, a zarazem właściciel przygodowego Seicento jest największym fanem komediowym perypetii słynnego żandarma. Dlatego otrzymany mandat sprawił mu wiele radości i niczym największe trofeum, zawisł oprawiony w ramkę na honorowym miejscu :D (Janusz, serdecznie Cię z tego miejsca pozdrawiam :) W końcu nie każdy może się pochwalić ORYGINALNYM mandatem od żandarmerii z Saint Tropez! Takich pamiątek nie produkuje się masowo w Chinach ;)
Skąd ta radość i uśmieszek na końcu, zapytacie? Drodzy czytelnicy, zapomniałam wspomnieć, że mój towarzysz podróży, a zarazem właściciel przygodowego Seicento jest największym fanem komediowym perypetii słynnego żandarma. Dlatego otrzymany mandat sprawił mu wiele radości i niczym największe trofeum, zawisł oprawiony w ramkę na honorowym miejscu :D (Janusz, serdecznie Cię z tego miejsca pozdrawiam :) W końcu nie każdy może się pochwalić ORYGINALNYM mandatem od żandarmerii z Saint Tropez! Takich pamiątek nie produkuje się masowo w Chinach ;)
Bardzo ciekawy artykuł. Jestem pod wielkim wrażeniem.
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisany artykuł. Jak dla mnie bomba.
OdpowiedzUsuń