sobota, 23 marca 2013

O, ja pierniczę!

Nie potrzeba wiele, by miło spędzić niedzielę! 
Tym częstochowskim rymem zaproszę Was do małej egzotycznej podróży po ojczystym Toruniu. Tak, egzotycznej, bo czasem to nie miejsce, a towarzystwo, gwarantuję dobrą zabawę i niecodzienne doznania :) Poza tym coś co dla nas wydaję się swojskim krajobrazem, dla gościa z dalekiego Meksyku będzie czymś zupełnie wyjątkowym, a nam samym pozwoli spojrzeć na znajome kąty z innej perspektywy. A taki to właśnie wyjątkowy gość, zamieszkujący na stałe strefę zwrotnikową, postanowił odwiedzić swoich przyjaciół w Polsce zimą. Szaleniec? Skąd! Miguel Angel Leon Govea, zwyczajny marzyciel, który chciał poczuć coś, co w jego kraju się nie zdarza - zimno, przenikliwe, niejednokrotnie mrożące krew w żyłach zimno. W tym roku i śniegiem i ujemnymi temperaturami mógł się upajać do woli. Jednym z przystanków na jego "tour de polonia" był mój ulubiony Toruń.

Toruń ulubiony, bo i smakowity :) Łasuch ze mnie straszny, dlatego nie mogłam sobie odmówić wizyty w Żywym Muzeum Piernika. Przeważnie omijam muzea szerokim łukiem, ale tutaj naprawdę warto zajrzeć :) Żywiołowo i z żartem przedstawia się gościom wiedzę na temat historii toruńskiego piernika. Ale teoria to nie wszystko! Najważniejsza jest praktyka, dlatego trzeba zakasać rękawy i umorusać się mąką, aby opuścić muzeum z unikatowym trofeum w postaci własnoręcznie wykonanego piernika.


Ogromny murowany piec przywodzi na myśl bajkę o Jasiu, Małgosi i piernikowej chatce. Na szczęście w naszej grupie nie było żadnej potwornej Baby Jagi, a jedyne czarne charaktery jakie wylądowały w piecu zrobiono z piernika :) Po wizycie w aromatycznym muzeum, nasze ślinianki były już solidnie podrażnione, dlatego zapolowaliśmy na "małe co nieco". Moi przyjaciele, zasiedleni w Toruniu, zaprowadzili nas do pierogarni Stary Młyn, gdzie okazało się, ze domowy pieróg może zaskoczyć!
REWELACYJNE PIECUCHY!!! Czyli ogromne pieczone pierogi, bogato nadziane (czymkolwiek tylko zechcesz), które przywodzą na myśl hiszpańskie empanadas. Moim skromnym zdaniem, piecuchy smakują o klasę lepiej niż ich hiszpańskie odpowiedniki ...


A na deser, nie inaczej, jak tylko pierogi na słodko, z kruchego ciasta i nadzieniem piernikowym. O, ja pierniczę, jakie dobre!


Po obfitej uczcie przyszła pora, aby sprawdzić, czy w tej podróży Miguel się nie zapomniał, nie zgrzeszył łakomstwem czy też niewiernością, wobec swojej ukochanej, która czekała na niego w Colimie...

Niezawodnym na to sposobem jest "test" Krzywej Wieży. Próba niewinności polega na niełatwej sztuce utrzymania równowagi pod pochyłym murem, stając z przypartymi doń plecami i piętami ... ufff.....



Po zwycięskiej próbie poczuł się jak prawdziwy rycerz! I był to dobry wstęp przed dłuższym spacerkiem w kierunku ruin zamku, gdzie nie jedna cegła pamięta jeszcze Krzyżaków (mnie osobiście słowo Krzyżak źle się kojarzy, nie przez wzgląd na historie, ale raczej arachnologiczne znaczenie...nie znoszę pająków!).


Dzień w Toruniu szybko się skończył, i choć jest to niewielka miejscowość, warto tu przyjechać i wrócić, i wracać wielokrotnie jeszcze by gubić się wśród uliczek, po których spacerował sam Kopernik...
Miejsce swoim romantycznym klimatem sprzyja poetom, a Miguel Govea do nich należy :) Czekam więc na literackie owoce jego podróży po Polsce. Hasta la vista Miguel!

niedziela, 17 marca 2013

jak obrazić Francuza?


Czego by nie mówić o Francji, w superlatywach czy też wręcz przeciwnie, w jednej kwestii można być zgodnym - dostarcza win światowej klasy. Dumni mieszkańcy Szampanii gotowi są bronić honoru swoich szlachetnych trunków, do ostatniej kropli... kropli wina oczywiście ;) Merytoryczna polemika w tej dziedzinie skazana jest z góry na porażkę. Pomijam w tym względzie nawet zupełnie marginalną kwestię, jaką jest moja uboga znajomość francuskiego, ograniczona do kilku grzecznościowych zwrotów, którymi zapewne i tak kaleczę ten śpiewny język. Swoją drogą, jest wysoce prawdopodobne, że nawet próba porozumienia w języku angielskim zakończyłaby się fiaskiem, lecz tym razem nie z mojej winy :) Kto by tam się uczył języka angielskiego, kiedy jego własny jest tak dźwięczny?

Jak zatem obrazić Francuza? I to niewerbalnie?

Sposób jest bardzo prosty. Należy zainstalować się na obozowisku czy campingu, pośrodku gęsto porośniętęgo winoroślą  pola, następnie w godzinach wieczornych podejść do właściciela posesji z butelką hiszpańskiego wina prosząc na migi o korkociąg :) Obraza murowana! Zwłaszcza, gdy akcja rozgrywać się będzie w porze kolacji, którą właściciel spożywać będzie z grupą przyjaciół. Efekt będzie piorunujący! :)

Pogodnego usposobienia osobnik (bohater tej anegdoty), w opisanych powyżej okolicznościach przyrody "strzelił" klasycznego "focha". Zaparł się, skrzyżował ręce, wybałuszył oczy na widok hiszpańskiej etykiety i dał mi do zrozumienia, że ani myśli użyczać korkociągu, ani w ogóle otwierać butelki. Zatrzepotałam rzęsami,  zaserwowałam perlisty uśmiech numer 5, zrobiłam minkę a la "kot ze Shreka"... nic nie pomogło. Wtem obrażony Francuz obrócił się na pięcie, odszedł na chwilę, po czym wrócił dzierżąc w dłoni schłodzoną butelkę z aromatyczną zawartością :D Poczęstował mnie delikatnym winem własnej produkcji, pochodzącym z wygrzanych w południowym słońcu Saint Tropez winogron, które otaczały miejsce noclegowe... Podniebienie było uradowane i to nawet bardzo :)

Jak widać, czasem warto Francuza obrazić ... ;)

wtorek, 12 marca 2013

bez maczety nie podchodź!

Proszę Państwa, przedstawiam meksykańską masakrę maczetą ręczną. Dozwolone od/do lat 18 :)


Mam nadzieję, że nie uraziłam tym okrutnym obrazem wrażliwych czytelników. Zapewniam wegan, że owoc ten spadł z drzewa samodzielnie i stracił czucie, oraz wszystkie życiodajne soki przed oskalpowaniem! 

Czy tylko we mnie słowo "maczeta" budzi krwawe skojarzenia?

Do kokosa bez maczety nie podchodź! Inaczej będziesz musiał/a obejść się smakiem :) Orzeźwiające mleczko kokosowe (aqua de coco) sączone przez słomkę prosto z serca gruboskórnego orzecha, to świetny pomysł na odrobinę ochłody w upalny dzień. Choć przyznaje, że wyobrażałam sobie ten smak jako słodszy i delikatniejszy. Bohater filmu, na przydrożnym stoisku, "oprawia" kokosy w zawrotnym tempie (2zł/sztuka). Brakuję tam tylko sceny wieńczącej dzieło. Kawałki kokosa lądują w plastikowej torebce i już w tym punkcie programu każde europejskie podniebienie byłoby usatysfakcjonowane. Niestety, podkusiło mnie, by spróbować kokosa po meksykańsku...z chili, solą i limonką :/ Moi towarzysze z tym samym zestawem przypraw konsumowali także melona i papaję :/ 

niedziela, 10 marca 2013

savoir vivre przy makorańskim stole

Kuchnia marokańska rozpieszcza kubki smakowe szerokim wachlarzem rozmaitych przypraw oraz zaskakującymi kompozycjami smakowymi. Przykładem może być moja ulubiona pastila maroqui, spory placek z ciasta francuskiego nadziewany drobiem (a najlepiej gołębiem!) z cebulą, papryką, szafranem, imbirem, cukrem,cynamonem, migdałami etc... Zaskakująco pyszna! Czy też słynny tajin, danie z glinianego "kominka" który może w sobie kryć dosłownie wszystko, np. warzywa, cieciorkę i duszoną cebulę z rodzynkami i cynamonem...mmmm....

pastila maroqui, Fez, Maroko
tajin, Maroko
Nieodzownym elementem każdego posiłku jest miętowa, bardzo słodka herbata, przyrządzana ze świeżo zerwanych listków. Napar ma błogosławiony wpływ na układ trawienny, a także, co ważne, działanie antyseptyczne. Nie ma się co czarować, warunki higieniczne panujące na zapleczach restauracji czy ulicznych barów odbiegają dalece od ogólnie przyjętej u nas normy. Rodzimy Sanepid miałby ręce pełne roboty :) Aby uniknąć trawiennych rewolucji polecam herbatkę oraz inne, domowe sposoby dezynfekcji układu pokarmowego...



Przejdźmy do savoir vivre :) O ile w restauracjach, zwłaszcza tych dla turystów, komplet sztućców pojawi się na stole, o tyle w skromnym, marokańskim domu, próżno szukać widelca. Prośba o podanie pełnego nakrycia wprowadzi gościnnych gospodarzy w zakłopotanie, a tego byśmy nie chcieli...
Za obrus służą kawałki gazety, a niby-łyżkę udaję kawałek chleba. Trzeba nie lada zręczności by w ten sposób nasycić żołądek. Spróbujcie sami zjeść ciepły posiłek jedną ręką :)


A konkurencja przy wspólnej misce jest duża. Obowiązuje prawo dżungli :)

PS. Zapomniałam wspomnieć o kluczowej kwestii... posiłek należy jeść PRAWĄ ręką. Druga przeznaczona jest do mniej chwalebnych czynności. I co ja biedna leworęczna miałam zrobić...



wtorek, 5 marca 2013

flamenco - crema de la crema

Bez wątpienia flamenco pozostaje dziedzictwem kulturowym Andaluzji, unikatową formą sztuki przesiąkniętą do cna hiszpańskim temperamentem. Spektakle mają w sobie coś z magii. Przenoszą widzów w zupełnie inną czasoprzestrzeń, gdzie rolę główną odgrywają silne, często skrajne emocje. Bogata rodzina stylów i gatunków flamenco składa się na tzw.: "arbol flamenco" (drzewo), a każdą "gałąź" tej sztuki można poznawać i szlifować przez całe życie.



Istnieje niezliczona liczba trup teatralnych, zespołów, czy solistów prezentujących swoje umiejętności w tej dziedzinie. Dodając coraz to nowe smaczki, czy też w oryginalny sposób interpretując klasykę, starają się zainteresować audytorium i zaistnieć w świecie sztuki. Przy czym, parafrazując Mickiewicza:
Było artystów wielu, ale żaden z nich nie śmiał zagrać przy ...Ballet Nacional de Espana :)

Najpierw proponuje Wam ich własny kanał promujący:

Ballet Nacional de Espana słowami Antonio Navarro

promo "Suite Sevilla"


A na deser fragmenty zarejestrowane skromnym aparatem cyfrowym w trakcie występu w ramach La Bienal Flamenco 2012 w Sewilii:


PS. Mnie na samo wspomnienie tego spektaklu przechodzą ciarki :) 

Jeśli ktoś z Was poczuł subtelne szarpnięcie wrażliwej struny swojej duszy i zapragnął spróbować swoich sił w tym niezwykle energetycznym tańcu, to zapraszam do szkoły Katarzyny Radułowicz we Wrocławiu.



sobota, 2 marca 2013

taxi! taxi! Jedź Pan wreszcie!

Środki transportu w Maroku, jak i wszystko inne, są stosunkowo tanie. Zawsze warto się targować przed rozpoczęciem jazdy np. taksówką. Znajomość kilku słów również się przydaje, gdyż z reguły ceny dla "bladych twarzy" są wyższe niż dla tubylców. Nie powinno nas to oburzać, gdyż taka praktyka spotykana jest w wielu turystycznych miejscach.

Jeżeli nie zależy nam na czasie, możemy skorzystać z ekologicznego przewoźnika:

Fez, Maroko

Dla miłośników jazdy na wyższym poziomie, polecam skorzystanie na wybrzeżu z usług:






A tak na poważnie, to do wyboru mamy 2 rodzaje taksówek: małe, tanie, "śródmiastowe", które zasięg kursu mają ograniczony granicami miasta (petit taxi), oraz duże taksówki (grande taxi) o zasięgu "międzymiastowym".
W 2008 roku flotę petit taxi stanowiły głównie wysłużone Fiaty Uno, które na swój pokład mogły zabrać maksymalnie 3 pasażerów. Natomiast grande taxi, zdawałoby się z samej nazwy bardziej wygodne i przestronne, reprezentowane były przez mercedesy... stare (z naciskiem na "stare"), dobre (a raczej po prostu "sprawne") mercedesy.
Zdecydowałam się wraz ze znajomymi skorzystać z tej "luksusowej" wersji. Wsiedliśmy 4- osobową grupą do grande taxi i wskazaliśmy kierunek. Po 10 minutach, nadal staliśmy w tym samym miejscu, a kierowca ani myślał ruszać, dlatego zaczęłam się niecierpliwić. Ewidentnie na coś lub kogoś czekał. Kiedy z przodu dosiadła się do pasażera jeszcze jedna osoba, byłam przekonana, że to kierowcy znajomy. I dalej nic, czekamy. Dopiero kiedy po kwadransie z tyłu dopchnął się do nas jeszcze jeden pasażer, ruszyliśmy z miejsca. Okazało się, że kierowca czekał po prostu na "komplet" w samochodzie. Tak, na komplet! Gdyż  pojemność osobowa dużej taksówki jest mierzona liczbą 6 pasażerów + kierowca!
Nic w tym złego, pomyślałam, skoro jest duże zapotrzebowanie, to zapewne ze względów praktycznych policja przyzwala w godzinach szczytu na nadliczbowe przewozy. Błąd! To stała praktyka! Realia są takie, że jeśli chcesz pojechać we dwójce, to należy to wyraźnie zaznaczyć zaraz po wejściu do samochodu i liczyć się ze znaczącym wzrostem ceny przewozu :)

Marokańczycy muszą być bezwzględnie bardzo szczupłym narodem! Osobiście nie wyobrażam sobie możliwości zapakowania do starego mercedesa 7 np. zapaśników sumo. Tuwim mógłby czerpać z takiego obrazka natchnienie... " a w 3 taksówce same grubasy, siedzą i jedzą tłuste kiełbasy (...) koła w ruch, auto ... kaputt " :)